Jest takie stare powiedzenie: „Pieniądze szczęścia nie dają”. Jeśli jednak ich brakuje, życie staje się ciężkie i nieciekawe, a my sami nieszczęśliwi i nerwowi.
Jak zatem znaleźć złoty środek, by nie popaść w skrajność i tak zarządzać własnym budżetem, by cieszyć się życiem i nie zostawić po sobie zbyt wielu pieniędzy, a wręcz optymalnie wykorzystać je w swoim jedynym tu na ziemi życiu.
Odkąd pamiętam, zawsze słyszałam o ciułaniu na czarną godzinę, obserwowałam babcię gromadzącą różne przedmioty i rzeczy, które często pozostawały w nieskazitelnym wręcz stanie zanim wyszły zupełnie z mody. Może to trudne i smutne czasy (najpierw wojna, a potem okres komunizmu) powodowały takie zachowawcze podejście do życia..., byle dobrnąć jakoś do końca
Kiedy dowiedziałam się o tej książce, z wielkim entuzjazmem zabrałam się za czytanie. Autor, choć jest człowiekiem bardzo bogatym, stara się wyjaśnić, że należy zarabiać tylko tyle, by być szczęśliwym i jednocześnie odpowiednio zabezpieczonym. Przede wszystkim nie należy skupiać się na tym, co po nas zostanie (wszak martwi będziemy i tak). Chodzi o to, aby pieniędzy wystarczyło człowiekowi do końca życia, a z drugiej strony pozostało ich po śmierci jak najmniej. Zatem za życia należy skonsumować lwią część własnego majątku i zdobyć jak najwięcej doświadczeń, bo na koniec najważniejsze będą wspomnienia. To wspomnienia tworzą prawdziwe bogactwo na ostatnim etapie życia. Zostały przedstawione różne argumenty popierające tę tezę. Jeden z nich mówi, że najlepiej wykorzystywać nasze zasoby w wieku produktywnym, gdyż wtedy nasza satysfakcja będzie maksymalna, a godziny ciężkiej pracy nie zostaną zaprzepaszczone. Natomiast naszym dzieciom lub innym osobom należy pomagać wtedy, gdy najbardziej tej pomocy potrzebują. Po własnej śmierci nie będziemy mogli już niczego podarować, bo nic już wtedy do nas należeć nie będzie. Jakie jeszcze argumenty przedstawił autor? W jaki sposób wprowadzić je w życie? Na co należy uważać? I co w życiu jest najważniejsze? Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w książce Billa Perkinsa „Śmierć z zerem na koncie”.
O ile sama idea przedstawiona przez Perkinsa jest ciekawa, a niektóre założenia mogą nam nawet otworzyć oczy, to o tyle nie wszystkie porady pasują do naszych rodzimych realiów. Autor pochodzi z innego kraju, gdzie występują różnice społeczne, mentalne lub finansowe. Najważniejszą jednak zaletą tej książki jest przeświadczenie, że nie warto gnać tylko za pieniądzem, bo istotne jest, jak nas będą kiedyś wspominać dzieci lub inni członkowie rodziny. W związku z tym powinniśmy, jak najwięcej czasu z nimi spędzać, bo tylko wspólne doświadczenia sprawią, iż będziemy dla nich najważniejsi i zostawimy im to co najcenniejsze – wspomnienia.
„Śmierć z zerem na koncie” to praktyczna i jednocześnie prowokacyjna książka ukazująca, jak zrobić większy pożytek ze swoich pieniędzy i ze swojego życia. Książka godna polecenia dla każdego i w każdym wieku. Żałuję tylko, że nie wpadła mi w ręce, kiedy miałam dwadzieścia kilka lat. No, ale… nie wszystko stracone